Poniższy artykuł to historia jednej z kobiet, która doświadczyła przemocy domowej i zdecydowała się poszukać pomocy, żeby zmienić życie swoje i swojego dziecka.

„Pewnego dnia zrozumiałam, że przemoc, której doświadczałam ze strony męża, nie ustąpi, i że nie mam żadnej nadziei na zmianę. Po wstępnej rozmowie z adwokatem i rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw postanowiłam razem z dzieckiem wrócić do Polski, do rodziców. Kiedy mąż wyszedł rano do pracy, moja dobra znajoma zawiozła nas na lotnisko i razem z dzieckiem i dwiema walizkami wsiadłam do samolotu.

Rozpakowując się u rodziców, dostałam wiadomość, że mąż wrócił z pracy, odkrył, że nas nie ma, wsiadł do samochodu i jedzie do Polski. Zjawił się następnego dnia wcześnie rano z kwiatami, które zwykle dostawałam po awanturach, które urządzał. Został w Polsce przez kilka kolejnych dni, próbował namówić mnie do powrotu, przychodząc codziennie z wizytą i prezentami. Nie poddałam się jego namowom, bo miałam dosyć codziennego upokarzania i wyzwisk. Uzgodniliśmy, że zostanę u rodziców i zdecuduję, jakie będą moje kolejne kroki.

Mąż wrócił do Belgii, emocje opadły i zaczęłam rozmyślać nad tym, co dalej. Na razie mieszkaliśmy z rodzicami i młodszym rodzeństwem, ale zaczynało nam być ciasno. Synek nie najlepiej znosił przeprowadzkę, tęsknił za belgijskim przedszkolem i za jakimiś zajęciami. W publicznym przedszkolu nie było miejsc, a na miejsce w prywatnej placówce nie było mnie stać. Szukałam pracy, ale po długiej przerwie związanej z wychowywaniem dziecka nie było to proste. Miałam wrażenie, że nic nie układa się po mojej myśli, i wpadałam w coraz głębsze przygnębienie.

Tak naprawdę nie zdawałam sobie z tego jeszcze wtedy sprawy, ale kilka lat życia w wyniszczającym, przemocowym związku doprowadziło mnie do głębokiej depresji. Potrzebna była fachowa pomoc, ale znalezienie terapeuty lub psychologa, kiedy mieszka się na wsi, kątem u rodziców, i jest się bez grosza, było bardzo trudne. O istnieniu takich organizacji jak Centrum Praw Kobiet, Feminoteka czy telefony zaufania dla ofiar przemocy domowej nie miałam pojęcia. Na wsparcie bliskich, którym trudno było uwierzyć w przemocowe zachowanie męża („Przecież przyjechał natychmiast po was!”, „Zależy mu na was!”, „Kontaktuje się regularnie i troszczy!”), nie mogłam liczyć.

Zdecydowałam się na powrót do Belgii i zamieszkanie z mężem, ale postawiłam jeden warunek: opłaci mi terapię u wybranego przeze mnie psychologa bez względu na to, ile czasu miałaby trwać terapia. Wróciliśmy do Belgii i rozpoczęłam spotkania z psychologiem. Pierwsze spotkania to morze wylanych łez. Wcześniej często zastanawiałam się, czy przemoc, której doświadczyłam (a była to przede wszystkim przemoc psychiczna), naprawdę się zdarzała. Sytuacje, w których się znalazłam, manipulacje, insynuacje ze strony męża pod moim adresem wydawały mi się tak absurdalne, że aż trudno było w nie uwierzyć, również mnie samej. Ale wreszcie był ktoś, kto tego wysłuchał i kto pomógł mi nazwać pewne zachowania i spojrzeć na nie z innej perspektywy!

Dzięki spotkaniom z psycholożką zaczęłam wreszcie stawiać pierwsze nieśmiałe granice i konkretnie reagować na bieżąco na przemocowe sytuacje ze strony męża i jego rodziny. Uczyłam się nowych zachowań i ze zdziwieniem odkrywałam, że stać mnie na inne reakcje. Zaczęłam powoli zmieniać niektóre zasady rządzące naszym życiem rodzinnym. Ograniczyłam na przykład kontakt z innymi członkami rodziny, którzy, podobnie jak mąż, zachowywali się przemocowo, wymuszając na innych pewne postawy i poddańcze reakcje. W tych działaniach dopingowała mnie i inspirowała psycholożka, która podsuwała mi budujące lektury i pomogła mi wyjść z poczucia osamotnienia i izolacji. Nadal mieszkałam z mężem, próbowałam zmieniać nasz związek na lepsze, ale coraz częściej zdawałam sobie sprawę z tego, że moja dobra wola nie wystarczy i chęć zmian musi pochodzić także od niego.

Jednocześnie zaczęłam też zmieniać stosunek do siebie samej i inaczej siebie postrzegać. Budowałam poczucie własnej wartości, wzmacniałam odczucie sprawczości i kontroli nad tym, co dzieje się w moim życiu. Przez lata mój mąż dewaloryzował moją wartość, wmawiając mi, że nigdy nie znajdę w Belgii pracy, że nic nie umiem, że nikt mnie nie zatrudni, że do niczego się nie nadaję. A ja zaczęłam odzyskiwać wiarę w samą siebie i dostrzegać własny potencjał. Poczułam, że jestem w stanie dać sobie w życiu radę sama.

Z czasem, po miesiącach spotkań i dzięki długim rozmowom z psycholożką, w mojej głowie zaczął się układać plan, rozpisany na kilka miesięcy, którego celem było odbudowanie własnej niezależności na wielu płaszczyznach: odkładanie oszczędności, współpraca z asystentem socjalnym w celu założenia kaucji i wynajmu mieszkania, kursy doszkalające w ONEM, wreszcie pierwszy kontrakt, pierwsze zarobione przeze mnie pieniądze, własne konto, poczucie beztroski, że nie muszę rozliczać się z każdego wydanego grosza przed mężem, że zaczynam być niezależna i mogę swobodnie decydować o sobie.

Kiedy rozstawałam się z mężem, nie istniało jeszcze Stowarzyszenie Antyprzemocowe Elles pour Elles, Kobiety dla Kobiet. Obecnie od dwóch lat istnieje Niebieska Linia, na którą można zadzwonić i bez obaw porozmawiać o tym, co się dzieje i co budzi nasz niepokój w związku. Jeśli zajdzie taka potrzeba, po rozmowie z dyżurującą psycholożką zostaniemy skierowane na indywidualne konsultacje. Z pomocy mogą również skorzystać nasze dzieci. Jedną z form pomocy jest także praca w grupach. Spotkania mają charakter terapeutyczny, pomogą wyjść z poczucia osamotnienia i niezrozumienia, pomogą zrozumieć, jak wiele form może mieć przemoc, w jaki sposób może nas dotykać.

Nie jesteśmy same w trudnych momentach, możemy liczyć w Belgii na pomoc Polek, które poprowadzą nas i pomogą znaleźć wyjście z trudnych sytuacji przemocy domowej.”

 

Gazetka 212 – czerwiec 2022