15 stycznia br. Izba Gmin nie poparła proponowanej przez rząd Theresy May umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Przeciwko propozycji zagłosowało 432 posłów przy zaledwie 202 głosach poparcia (większość 230 głosów). To najwyższa porażka urzędującego premiera w historii brytyjskiego parlamentaryzmu. Brytyjska premier przedstawiła dalszy plan w związku z brexitem.

Ogólnie pomysł brytyjskiego rządu na to, co dalej z opuszczeniem Unii Europejskiej, brzmi tak: poza drobnymi detalami wynegocjowane przez nas z Brukselą porozumienie jest dobre. Spróbujmy więc jeszcze raz podrasować kontrowersyjne szczegóły, a „przypudrowaną” w ten sposób umowę – odrzuconą przez Izbę Gmin miażdżącą większością głosów – uda się przepchnąć przez parlament.

Taktyka ta nie jest pozbawiona sensu. Nawet jeśli posłowie niesłychaną większością 230 głosów odrzucili tzw. porozumienie wyjściowe – czyli negocjowany przez kilkanaście miesięcy między Brukselą a Londynem 600-stronicowy dokument tworzący ramy prawne dla wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty – nie znaczy to, że potępiają całą treść umowy.

Największe kontrowersje wzbudził zapis dotyczący granicy między Zjednoczonym Królestwem a Irlandią. Przypomnijmy: w umowie znalazł się tzw. mechanizm awaryjny („backstop”), który mówi, że jeśli stronom nie uda się wypracować rozwiązania, które zapobiegnie przywróceniu „twardej” granicy (z punktami kontrolnymi, składami celnymi itd.) między Irlandią Północną a resztą wyspy, Wielka Brytania pozostanie w unii celnej ze Wspólnotą i – co więcej – nie będzie mogła jej opuścić bez zgody Brukseli.

Wielka Brytania, na mocy procedury wyjścia opisanej w art. 50 traktatu UE, powinna opuścić Unię Europejską o północy z 29 na 30 marca br.