24 kwietnia br. Emmanuel Macron wygrał wybory prezydenckie z wynikiem 58,55 proc. głosów. Urzędujący prezydent pokonał kandydatkę Zgromadzenia Narodowego Marine Le Pen, która otrzymała 41,45 proc. głosów.

W ciągu pięciu lat Le Pen zmniejszyła dystans do Macrona o kilka punktów procentowych. W 2017 r., w drugiej turze otrzymała 33,90 proc. głosów a Macron – 66,10 proc.

Macron uzyskał lepsze wyniki w dużych miastach oraz na zachodzie Francji. Z kolei Le Pen odnotowała wyższe poparcie na północnym wschodzie i południu kraju.

Po wygranej Macrona główne francuskie dzienniki i stacje telewizyjne określają reelekcję jako „wielkie zwycięstwo i wielkie wyzwania”, wskazując na podziały w kraju i najwyższą od 50 lat absencję wyborczą. Uwagę zwraca fakt, że prawie sześciu na dziesięciu Francuzów głosowało na partie, które można określić mianem ekstremistów, populistów, antysystemowych lub protestujących, ale które łączy to, że są produktem gniewu społecznego. W tym roku frekwencja wyborcza wyniosła 72 proc. i była najniższa od 1969 r.

W wieku 44 lat Macron triumfalnie wszedł do zamkniętego klubu prezydentów V Republiki, wybranych na drugą kadencję. Dokonał tego wyczynu bez konieczności kohabitacji. 

- Wiem, jak dużo wam zawdzięczam, dziękuję! - mówił prezydent Francji, przemawiając po godz. 21.40 przed wieżą Eiffla.

- Myślę o rozczarowaniu wyborców Marine Le Pen. Musimy odpowiedzieć na ich gniew. Nie będę prezydentem jednej strony. Myślę o tych, którzy nie poszli na wybory - wyliczał Emmanuel Macron, nawiązując do spadającej frekwencji wyborczej. Zapowiedział wspólne ukształtowanie kraju na najbliższe dekady. Następne pięć lat będzie inne – zaznaczył.