KILKA SŁÓW WSTĘPU

Ukraina to wschodni sąsiad Polski, kraj o powierzchni dwukrotnie większej od naszego kraju, w czasie II Rzeczypospolitej tereny pozostające w granicach państwa polskiego. Wiedza o tym kraju i chęć wyjazdu tam powoli zanikała po II wojnie światowej z przyczyn czysto praktycznych, jak i politycznych. Jako jedna z republik radzieckich Ukraina nie była atrakcyjnym miejscem, o którym marzyli Polacy, bardziej zwróceni na zachód Europy. Może oprócz tych, którzy mieszkali blisko granicy i utrzymywali kontakty handlowe, lub tych, których rodzice lub dziadkowie mieszkali tam przed wojną i jeszcze pamiętali o swoim kresowym pochodzeniu. Powoli się to zmieniało po rozpadzie Związku Radzieckiego i przekształceniu się byłych republik radzieckich w samodzielne państwa. W nowym tysiącleciu oczy całego świata skierowały się na Ukrainę dwukrotnie. Wiele młodych osób z Polski wyjechało na Ukrainę wspierać jej mieszkańców w dążeniach niepodległościowych w roku 2004, w czasie Pomarańczowej Rewolucji, oraz całkiem niedawno, podczas Euromajdanu.

Wschód – ten bliższy nam, a nie tak dla nas egzotyczny jak Iran, Kazachstan, Gruzja, Mongolia czy Chiny – powoli jednak znajdywał swoich zwolenników. Wyjeżdżający tam opisywali swoje przeżycia w Internecie lub w książkach. Przypominano polskich wynalazców, naukowców, podróżników, którzy po różnych zawirowaniach historii (rozbiory, powstania) związali swój los z nowymi ojczyznami.

LISTOPAD 2014 ROKU

Postanowiłam i ja pojechać na Ukrainę, do Kijowa. Miałam pewne obawy, pamiętając przekazy telewizyjne ukazujące starcia obywateli Ukrainy z milicją, informacje o walkach, rannych i zabitych. I choć polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych na swojej stronie internetowej nie zamieszczało ostrzeżeń co do wyjazdu do Kijowa, takie ostrzeżenia dotyczyły wschodniej części kraju.

Pierwsza rzecz, o której należy pamiętać, planując podróż na Ukrainę, to ważny paszport. To nie tak oczywiste, bo przecież przyzwyczailiśmy się do wyjazdów w granicach Europy tylko z dowodem osobistym oraz do kontroli na lotnisku sprowadzonej do niezbędnego minimum. Druga rzecz to wiza. Nie musimy wcześniej starać się o nią ani za nią płacić, jeśli jest to wyjazd turystyczny. Dostaniemy ją na lotnisku w Kijowie po odprawie celnej w formie pieczątki z datą wjazdu i wyjazdu. Oczywiście musimy stanąć w osobnej kolejce, aby ją otrzymać. Odpowiemy też na kilka mniej lub bardziej standardowych pytań. Potem już tylko odbiór bagażu i możemy dojechać do centrum miasta autobusem lub taksówką (odpowiednio 20 i 100 hrywien; 1 hrywna to 0,23 złotego).

KOMUNIKACJA MIEJSKA

Jeżeli już jesteśmy przy transporcie, to bardzo charakterystycznym dla Kijowa sposobem komunikacji są marszrutki – żółte mikrobusy z kilkunastoma miejscami siedzącymi, które jeżdżąc po stałej trasie, zatrzymują się na każde żądanie pasażerów. Cena biletu jest stała, niezależnie od długości przejechanej trasy. Z reguły jest w nich tłoczno, a w bilety w cenie 2, 3 hrywien zaopatruje się już w trakcie jazdy, prosząc współpasażerów o ich kupno u kierowcy. Lepiej mieć wyliczone pieniądze; jeżeli ich nie mamy– reszta wędruje do nas z rąk do rąk i liczyć możemy tylko na uczciwość innych pasażerów. Oczywiście jest też metro, niesamowicie zatłoczone w godzinach szczytu, wyglądem nieco przypominające czasy socjalizmu – z korytarzami wyłożonymi marmurowymi płytami i olbrzymimi żyrandolami. Za pojedynczy przejazd płacimy niebieskimi plastikowymi żetonami – koszt to 2 hrywny. Dostępne są automaty, w których można wymienić pieniądze na żetony. Koniecznie należy odwiedzić stację o nazwie Arsenalna – jest najgłębiej położonym pod powierzchnią (105 m) tego typu obiektem na świecie. Schody ruchome w metrze są często bardzo długie, a wjazd lub wyjazd nimi może trwać nawet 3 minuty.

OBECNIE W KIJOWIE

W czasie, gdy odwiedziłam Kijów, było bezpiecznie, nie widać było na ulicach zwiększonej liczby wojska czy milicji. Ludzie zajmowali się swoimi codziennymi sprawami.

Kijów to duże miasto z wieloma osiedlami, 10-piętrowymi blokami. Oczywiście w centrum przeważają kamienice, zresztą też niemałych rozmiarów. Ukraina trochę przypomina Polskę z lat 90. XX wieku. Szare, wysokie bloki, a obok duże supermarkety, pomiędzy blokami lub przy wejściach do metra małe stragany z warzywami, nabiałem, drobną galanterią lub kosmetykami. Są też galerie handlowe wyglądające jak w każdym dużym mieście Europy. Wiele jest miejsc, które warto odwiedzić, np. ulicę Zjazd św. Andrzeja – ze względu na stragany z rękodziełem ludowym i muzeum Bułhakowa.

Plac Niepodległości zwany też Placem Niezależności lub Majdanem Niepodległości to najważniejsze dla niedawnej historii miejsce Kijowa. Stoi tam kolumna z postacią słowiańskiej bogini Berehyni – symbol niezależności Ukrainy. Często na jej właśnie tle prowadzone są relacje telewizyjne z wydarzeń z Kijowa. Niedaleko znajduje się także pomnik legendarnych założycieli Kijowa – Kija, Szczeka, Chorywa i ich siostry Łybedzi, a także ulica Chreszczatyk – główna i reprezentacyjna ulica w centrum miasta. To tam odbywały się protesty mieszkańców Kijowa, później nazwane Euromajdanem. Dziś już nie widać żadnych zniszczeń, ale w całej okolicy znajdziemy ślady niedawnych zdarzeń: zdjęcia osób zabitych wraz z krótką notatką, kim była każda z nich, kwiaty, znicze upamiętniające miejsce ich ostatnich chwil życia. Często są to ludzie bardzo młodzi, studenci. W weekendy, gdy Chreszczatyk jest zamknięty dla ruchu ulicznego i zamienia się w promenadę dla mieszkańców i turystów, odbywają się uroczyste odczyty nazwisk poległych i zapalanie zniczy ku ich pamięci. Także w innych częściach Kijowa wiszą wielkie banery ze zdjęciami i nazwiskami osób poległych w walkach na Majdanie. Na budynkach widać duże afisze z napisami „Pokój” i „Chwała Ukrainie” utrzymane w niebiesko-żółtych barwach. W centrum miasta usytuowali się też sprzedawcy pamiątek. Kupić można niebiesko-żółte wstążeczki, widokówki i magnesy, matrioszki z podobiznami słynnych polityków, ale również papier toaletowy i wycieraczki do butów z podobizną Putina. Takie odreagowanie wroga.

MCDONALD KONTRA KOZAK MAMAJ

Zaskoczyła mnie ogromna popularność McDonalda; mimo nie najniższych cen znalezienie wolnego miejsca przy stoliku jest prawie niemożliwe. Bardzo popularne są także restauracje japońskie i sushi. Jednak to, co typowo ukraińskie, to kilka sieci samoobsługowych restauracji serwujących tradycyjne potrawy – Puzata Chata, Kozak Mamaj czy Varenichnaya Katiusza. Można tam spróbować ukraińskiego barszczu czerwonego, pielmieni – małych pierożków nadziewanych surowym mięsem mielonym, blinów, zupy i kiełbasy rybnej czy morskiej kapusty, czyli sałatki z glonów. Do picia jest kwas chlebowy, uzwar, czyli kompot z suszu, w Polsce pity tylko na Wigilię, czy grzane mleko. Jeśli chcemy coś szybko przekąsić, to polecam miejscowy przysmak – perepyczki. Są to parówki w cieście smażone na gorącym oleju. Do cieszących się największą popularnością kramów z perepyczkami ustawiają się długie kolejki. Bardzo miłym zaskoczeniem są mobilne bary kawowe, serwujące naprawdę pyszną kawę w niemałym asortymencie. Nietrudno je dostrzec, gdyż wiele z nich ma z daleka rozpoznawalny kształt, np. różowych ślimaków.

Czy mówi wam coś nazwa Roshen? To marka słodyczy, której właścicielem jest Petro Poroszenko, obecny prezydent Ukrainy. Dostępne są we wszystkich sklepach, począwszy od firmowych magazynów z niebanalnymi wystawami aż po osiedlowe kramy. Wybór jest duży – cukierki, czekoladki, batony, wafelki, ale także ciasta i torty. Trudno znaleźć inne marki słodyczy poza nią.

MIASTO CERKWI

Kijów zapamiętam jako miasto cerkwi z ich pozłacanymi kopułami błyszczącymi w słońcu. Czasami wydaje się, że gdziekolwiek się spojrzy, to zobaczy się kolejną cerkiew. Obok soboru św. Zofii znajduje się okazały pomnik Bogdana Chmielnickiego, bohatera narodowego Ukrainy, przywódcy powstania przeciwko Polsce w XVII wieku. A po przeciwnej stronie placu roztacza się widok na monastyr św. Michała. Peczerska Ławra to największy kompleks klasztorny na całej Ukrainie, w 1990 roku wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Dla turystów atrakcją, a dla wyznawców prawosławia religijnym przeżyciem jest możliwość zwiedzania podziemnych pieczar, gdzie znajdują się trumny kilkudziesięciu zmumifikowanych ciał mnichów oraz trzy podziemne cerkwie. Kobiety, jak i mężczyzn obowiązuje odpowiedni strój – odpowiednio długa spódnica i chustka na głowie oraz długi rękaw koszuli i długie spodnie. Jeśli nie jesteśmy odpowiednio ubrani, możemy wypożyczyć stosowną garderobę na miejscu. Ciemne korytarze przemierza się z zapaloną świecą w ręku, uważając, by wosk nie kapał na podłogę.

NIEBIESKO-ŻÓŁTY

W Kijowie powszechne jest podkreślanie odrębności i niezależności państwa oraz dumy narodowej. Wstążki w narodowych barwach nosi się zawiązane na przegubie dłoni lub przypina do marynarek, kurtek albo torebek. Zresztą barwy niebiesko-żółte widoczne są na każdym kroku – na reklamach z proukraińskimi hasłami, kwietnikach, ogrodzeniach parków, słupkach ulicznych. Co ciekawe, narodowe barwy Ukrainy są niemal jednakowe z kolorami symbolizującymi Unię Europejską (niebieski i złoty). Egzemplifikacją chwili są także wielkie murale ukazujące Ukrainę jako państwo niezależne i samodzielne. Widziałam dwa z nich. Jeden przedstawia młodą, ładną dziewczynę w ludowym stroju z wiankiem na głowie. Piękno młodego kraju! Na drugim muralu widnieje młodzieniec o wyglądzie kozaka – na ogolonej głowie zwisa mu tylko nad lewym uchem osełedec, czyli kosmyk włosów; chłopak ubrany w szerokie spodnie i z szablą przy boku stoi na straży pięknej krainy, którą atakuje wąż.

Ludzie, szczególnie młodsi, opowiadają się za nową władzą, chcą wejścia do Unii Europejskiej. Upatrują w tym szansę na lepsze życie i możliwość wyjazdów zagranicznych – czy to na wymiany studenckie, czy też, jeżeli sytuacja finansowa się poprawi, w celach turystycznych. Inni, często biznesmeni i właściciele restauracji, są za Putinem, widząc w

nim silnego przywódcę, który potrafi przeciwstawić się nie tylko Europie, ale i Stanom Zjednoczonym. Większość chce normalnie żyć i pracować bez obawy o własne zdrowie i życie. Ważne jest to, że można mówić otwarcie o swoich poglądach politycznych.

Życie w Kijowie płynie spokojnie i na pierwszy rzut oka trudno się domyślić istnienia niedawnych krwawych wydarzeń, choć minęło od nich raptem kilka miesięcy. To dość spore zaskoczenie, bo w Polsce wiele osób odradzało mi wyjazd jako niebezpieczny. Po barykadach i zniszczonych ulicach nie ma śladu, ale pamięta się o ludziach zabitych w czasie istnienia Euromajdanu. Mieszkańcy Ukrainy spoza Kijowa częściej niż przedtem odwiedzają stolicę kraju, a zwłaszcza miejsca niedawnych walk, gdzie składają kwiaty i znicze. Widać także dużo wycieczek szkolnych. Zresztą miejsca upamiętniające poległych czy przedstawiające sceny niedawnych walk znajdują się w różnych częściach Kijowa. Jeśli się widzi ubranych w paramilitarne stroje, to na znak solidarności z walczącymi rodakami. Nie czuje się zagrożenia ani strachu. Ludzie są bardzo przyjaźnie nastawieni, gościnni i otwarci. Pamiętają, że cały czas na wschodzie ich kraju toczą się walki i giną ludzie – nie są pewni swojego losu, ale nie pozostaje im nic innego niż żyć i tą właśnie chęcią życia dawać świadectwo i odpór wrogowi, tak jak to uczynili w czasie walk na Placu Niepodległości kilka miesięcy temu.

 

 

Monika Maj

Gazetka 138 – luty 2015