„Dzieci, umyjcie rączki!” – łapka w górę, kto wie, który serialowy bohater przeszedł tym powiedzeniem do historii telewizji. Bingo, Rysio z „Klanu”! Dla jednych irytujący ciamajda, dla drugich ojciec idealny, a dla mnie wzór do naśladowania. Przynajmniej w kwestii higieny, bo choć zwykłe mycie rąk powinno odbywać się automatycznie, wielokrotnie w ciągu dnia, to często zapominamy o tej prozaicznej czynności. Ze szkodą dla zdrowia naszego, a także naszych dzieci.

Nie chcesz, żeby twój syn żuł gumę w kościele – sam dyskretnie pozbądź się jej przed mszą. Nakłaniasz córkę do noszenia moherowej czapki – sam ją załóż, zamiast odmrażać uszy na wietrze. Zależy ci, żeby nauczyć dzieci podstaw higieny – pokaż im, jak o nią dbasz.

RĄCZKA RĄCZKĘ MYJE

Mycie rąk ma na celu pozbycie się z nich nie tylko zanieczyszczeń, brudu czy chemikaliów, ale przede wszystkim usunięcie mikroorganizmów, z którymi stykają się przez cały dzień. To sprawia, że unikamy chorób i infekcji, między innymi grypy, sezonowych epidemii chorób pokarmowych, gronkowca, salmonelli, tasiemca. W domu używamy wody i mydła, a na spacerze i w podróży – płynu antybakteryjnego w żelu, który znakomicie je zastąpi. Nawet w rocznym dziecku można wyrobić nawyk mycia rąk przed posiłkiem i po nim (a nie tylko gdy wysypie ziemię z kwiatków lub znajdzie pastę do butów), tak jak wprowadzamy w okresie niemowlęctwa codzienne rytuały – czytanie przed snem, spacer w południe itd. Dwulatek powinien już sam radzić sobie z tą prostą czynnością, choć nadal warto mu o niej przypominać, wieszając w toalecie i nad umywalką kartki z ilustracjami, w jakich okolicznościach (korzystanie z toalety, malowanie farbami, lepienie z plasteliny, powrót z placu zabaw, figle ze zwierzakami) i jak powinna ona przebiegać. Każdorazowe, samodzielne umycie rąk nagradzajcie słownie, a małe osóbki o krnąbrnym charakterku zachęcajcie poprzez dawanie nagród w postaci naklejek czy rysunków uśmiechniętej buźki. Nie zapominajcie przy tym, że i wy musicie jednocześnie myć ręce, najlepiej w obecności dziecka, by przyzwyczajanie przeszło w rutynę. Jeśli już w domu nauczycie maluszka, w jakim celu umywalka stoi w łazience, z pewnością w przedszkolu i w szkole będzie również dbał o czystość. To ważne, bo miejsca publiczne to kuźnia bakterii i wirusów.

NIECH WŁOS WAM Z GŁOWY NIE SPADNIE

My, dorośli, każdego ranka spoglądamy w lustro na rozkapryszone włosy i zachodzimy w głowę, jakie produkty kupić, by wyglądały aksamitnie lśniąco i perfekcyjnie jak z żurnala. Do tego często wydajemy fortunę na pianki, żele, lakiery, aby je ujarzmić i nadać im upragniony kształt. Dla dziecka to, czy jeden włos z lewego boku odstaje mu bardziej, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Natomiast wielkie znaczenie dla jego zdrowia ma fakt, by włosy były pod kontrolą. Kontrolą rodzicielską.

Jeśli wasza pociecha zaczyna wchodzić w pierwsze relacje z rówieśnikami, staje się potencjalnym obiektem ataku wesz. Te małe ustroje uwielbiają skupiska ludzi, więc przyczajają się najczęściej w żłobkach, przedszkolach, szkołach. I zwyczajnie przeskakują z głowy na głowę podczas wspólnych dziecięcych zabaw. Aby zminimalizować zagrożenie wszawicą, uprzedzajcie wasze dzieci, by nie wymieniały się z kolegami czapkami, szalikami, frotkami do włosów czy poduszkami podczas popołudniowych sjest. Przynajmniej raz w tygodniu obejrzyjcie dokładnie głowę dziecka, ze szczególnym wskazaniem na miejsca za uszami i na karku. Wzmóżcie kontrolę, gdy tylko pojawi się informacja od nauczyciela, że podopieczni placówki borykają się ze wszawicą. Gdy nie zdołacie uchronić malca przed epidemią (a pamiętajcie, że wszawica nie jest współcześnie równoznaczna z brakiem higieny i brudem!), poproście lekarza o przepisanie skutecznego preparatu lub zgłoście się do farmaceuty, który poleci środek dostępny bez recepty, dostosowany do wieku dziecka. Dodatkowo zaopatrzcie się w specjalny grzebień ułatwiający wysiedlenie insektów z włosów. Nie zapominajcie o ubraniach, nakryciach głowy, ręcznikach i pościeli – potraktujcie je praniem w najwyższej temperaturze. Zadbajcie o siebie – wiek rodzica to żadna przeszkoda dla wszy, która doskonale czuje się zarówno na włosach długich, jak i na krótkich, na cienkich, jak i na gęstych.

Włosów małego dziecka nie trzeba myć codziennie. Struktura włosa uwarunkowana jest genetycznie, więc podobnie jak u dorosłego, jedne główki wymagają częstszej higieny niż inne. Z pewnością zwiększamy ją w okresie letnim lub po intensywnych zabawach fizycznych, gdy głowa zwyczajnie bardziej się poci. Dla szkrabów, które na widok choć kropli wody dostają ataków furii, warto wymyślić nietuzinkowe atrakcje podczas mycia włosów. Jednym dzieciom wystarczy nałożony na głowę kuchenny durszlak lub podziurkowany stary parasol, dla drugich trzeba zakupić specjalną osłonkę na głowę (tzw. rondo kąpielowe), by wspomniany atak uprzedzić. Ważny jest też sam dobór szamponu – musi być to specjalny produkt przeznaczony do mycia dziecięcych włosów, najlepiej niepodrażniający oczu. Im mniej niepotrzebnego zamieszania robimy wokół mycia, tym chętniej dziecko świadomie w nim uczestniczy, odbierając nasze opanowanie jako zapewnienie bezpieczeństwa.

SZCZOTKO, SZCZOTKO, HEJ, SZCZOTECZKO

W teorii wiemy, że zęby powinno się myć każdorazowo po posiłku, a przynajmniej dwa razy dziennie. Choć znam i takich, którzy chwalą się, że o swoją szczoteczkę bardzo dbają, i tak jak dostali pierwszy egzemplarz na komunię, tak do dziś im służy. Brrr…

Jeśli należycie do tej części społeczeństwa, która unika dentysty jak ognia, a zamiast plomby wstawia sobie implant z gumy do żucia, błagam was, nie zmarnujcie zębów waszych dzieci! Już niemowlakowi powinno się myć dziąsła, nawet te bezzębne, by usunąć z nich resztki pokarmu i uniknąć infekcji jamy ustnej. Pierwszą szczoteczkę można zakupić dziecku na pierwsze urodziny, uważnie sprawdzając na etykiecie, czy posiada ona atesty i do jakiej grupy wiekowej jest skierowana. Podobnie jest z pastą – w zależności od wieku zawiera ona odpowiednią ilość fluoru. Zwróćcie uwagę na kolorystykę akcesoriów do higieny jamy ustnej – według dziecka barwy, postacie z bajek, nietypowe kształty znacznie podwyższają atrakcyjność produktu. Co ważne, dopóki mały czyścioch nie nauczy się wypluwać pasty, powinien praktykować mycie zębów jedynie szczotką z wodą. Zawsze towarzyszcie mu podczas tej czynności, korygując prawidłowość szczotkowania. Kilkulatkowi wręczcie szczotkę elektryczną, która odmierza całe dwie minuty przeznaczone na szorowanie, lub podarujcie mu kompas pomagający wymierzyć odpowiedni czas. Gdy nauczycie malca myć zęby co najmniej rano i wieczorem, wejdzie mu to w nawyk na całe życie. Każdą szczotkę wymieniajcie co trzy miesiące lub gdy zauważycie wyraźne ślady zużycia. I jeszcze jedno (tu uwaga do rodziców, którzy w swoim życiu stchórzyli) – pielęgnacja powinna iść w parze z kontrolą w gabinecie dentystycznym. Nie czekajcie, aż sześciolatek zacznie utyskiwać na dokuczający ząb. Posadźcie go w fotelu dentystycznym dużo wcześniej, gdy jeszcze nic nie zdąży go zaboleć. Wtedy dentysty nie będzie kojarzyć z życiowym wrogiem numer jeden!

ŻYĆ NA SZEROKIEJ STOPIE

Jeśli wasze potomstwo uczęszcza do belgijskich szkół, to z pewnością oswoiliście się z powszechną praktyką tutejszych placówek oświatowych, dotyczącą niezmieniania obuwia podczas całodziennych zajęć. Niestety, ten system prowadzi wprost do grzybicy stóp. Gdy zauważycie na stopie, podeszwie lub między palcami dziecka zaczerwienienia, zrogowacenie naskórka, wypryski lub pęcherzyki, a dodatkowo malec namiętnie drapie się po podejrzanie wyglądającej skórze, zabierzcie go jak najszybciej do lekarza pediatry lub dermatologa, by przepisał odpowiednie preparaty antybakteryjne i antygrzybiczne. Należy stosować je dokładnie tyle czasu, ile zaleci lekarz, i absolutnie nie wolno przerywać kuracji mimo zauważalnej poprawy stanu skóry. Grzybica ma to do siebie, że lubi nawracać, więc musicie mieć pewność, że wasz maluch się jej pozbył. Ponadto lubi wilgoć i chętnie atakuje w sprzyjających okolicznościach – na basenie, na placach zabaw, w piaskownicy. Częściej rozwija się także w sztucznym, nieprzewiewnym obuwiu i syntetycznej skarpecie. By uniknąć schorzenia, przypominajcie brzdącom o noszeniu klapek na kąpielisku i dokładnym wysuszeniu stóp ręcznikiem (własnym!). Obserwujcie stan jego skóry – szczególnie w momentach obniżonej odporności i po przebytej kuracji antybiotykowej. Uczcie potomka przymusowej, powszedniej higieny, a także wyróbcie w nim nawyk codziennej zmiany bielizny osobistej.

Czy teraz polubicie Rysia? Czy zdołałam was przekonać, jakie wielkie mądrości życiowe starał się wpajać swoim dzieciom? Jeśli tak, to razem ze mną dołączcie do świętowania 15 października. Bo ten dzień UNICEF ustanowił Światowym Dniem Mycia Rąk. Ja ustanawiam go Dniem Rysia.

 

 

Sylwia Znyk

Gazetka 140 – kwiecień 2015