Wygląda na to, że wszyscy dookoła się uwzięli i wieszczą nieustannie wszelkie końce dla świata i ludzkości. Chmary pesymistów, ekologów, naukowców i ekoświrów atakują z tak wielu stron, że chcąc nie chcąc – każdy z nas słyszy pogłosy nadchodzącego końca. Globalne ocieplenie klimatu, potop tworzyw sztucznych, wielkie migracje ludzi i zwierząt w niedalekiej przyszłości... W ostatnich miesiącach głośno o kolejnym armagedonie. Chciałoby się rzec – wymyślonym. Niestety, tak jak we wszystkich innych ekoideach, tak i tu tkwi zbyt duże ziarno prawdy, by je zignorować. A jeśli to wszystko prawda, rzeczywiście powinniśmy się bać.

KONIEC BZYKANIA

Tym razem wzięto pod lupę owady. Niestety, życzenia stu lat nie są tutaj tymi najlepszymi – to raczej wyrok, bo za sto lat owadów może już na świecie nie być. Niedawno w magazynie „Biological Conservation” została opublikowana praca przeglądowa zawierająca kilkadziesiąt raportów z całego świata na temat sytuacji owadów na Ziemi. Nie ma w niej miejsca na domniemania, że proces sam się cofnie, owady same się obronią, rozmnożą, wrócą na swoje miejsca w przyrodzie. Entomologia, nauka zajmująca się owadami, nie jest łatwa. Trudności dostarczają malutkie owady, których często nie widać, nie da się ich policzyć, prześledzić, przeanalizować ich zbiorczych zachowań. Wiele gatunków owadów w ogóle nie jest jeszcze odkrytych i być może na zawsze pozostanie tajemnicą. Naukowcy przez kilkadziesiąt lat próbowali sformułować wnioski i dopiero teraz w całości im się to udało.

Te wnioski są wyjątkowo pesymistyczne. W ciągu kilku najbliższych dekad z powierzchni Ziemi może zniknąć nawet 40 proc. gatunków owadów. Przy czym „może” jest tutaj bardzo prawdopodobne. Rocznie liczba wszystkich owadów na świecie spada aż o 2,5 proc. Za 100 lat na Ziemi może ich już w ogóle nie być. Choć niektóre zapewne zostaną – te najmniej pożyteczne, najbardziej szkodzące. Docelowo jednak oberwie się całemu ekosystemowi. Dla ludzkości oznacza to jedno – zagładę. Podobnie jak dla większości innych współczesnych organizmów żywych na Ziemi.

ŚWIAT MALEŃKICH STWORZEŃ

Owady są tym elementem przyrody, bez którego dotychczasowy świat się sypie. Odgrywają one kluczową rolę w swoich ekosystemach, pełniąc mnóstwo funkcji, o których przeciętnemu człowiekowi nawet się nie śniło. Funkcji pożytecznych, ale i szkodliwych. Ba, wiele z nich pozostaje dla nas nadal wielką tajemnicą, bo świat tych maleńkich stworzeń jest dla nas w większości niedostępny.

Żyją na lądzie, w wodzie, w powietrzu, pod ziemią. Znajdziemy je na organizmach żywych, roślinnych i zwierzęcych, znajdziemy je także w ich wnętrzu. Zapylają większość roślin uprawnych, użyźniają glebę, produkują pożywienie. Równocześnie niszczą niektóre środowiska, roznoszą choroby, atakują żywność. Zarówno te dobre, jak i te złe, muszą funkcjonować obok nas. Eliminując jedne, niszczymy też drugie.

Owady są podstawą życia. Mając wręcz boskie zdolności rozrodcze, wydawałoby się, że muszą być wieczne. Są małe, wszędobylskie, odważne. Do życia potrzebują sprzyjających warunków otoczenia, dzięki którym mogą się obficie rozmnażać i stanowić podstawowe źródło pożywienia dla wielu zwierząt lądowych i wodnych. Być może w perspektywie nadchodzącego zagrożenia destabilizacji klimatycznej mogłyby być też alternatywą w jadłospisie człowieka.

Jednak coraz rzadziej spotykamy na łąkach motyle, nawet popularne cytrynki. Ćmy wcale nie atakują nas hordami, gdy tylko zapalimy w ciemności latarkę. Trzmiele, pszczoły hodowlane i dzikie zaczynają być coraz większą rzadkością. Ujrzeć nad wodą kolorową ważkę – bezcenne! Wyciągać komary z zębów po przejażdżce motocyklem, przecierać grubą warstwę odwłoków z przedniej szyby po długiej, szybkiej trasie... Świat utracony. Nie tak dawno przecież ten świat wokół nas z każdej strony dudnił, brzęczał, bzyczał i dawał o sobie znać. Dzisiaj utrapienie w postaci owadów jakby zmalało. Nieźle będą radzić sobie muchy, biedronki, karaluchy, ale to nie za nimi zatęsknimy. To nie one będą podstawą funkcjonowania ekosystemów gwarantujących życie na Ziemi ludziom, a jest nas już ponad 7,5 mld!

CZŁOWIEK POGROMCĄ

Niestety, we wspomnianych raportach nie ma pozytywnych wniosków, nie ma też pozytywnej oceny przyczyn zjawiska zanikania owadów. To znaczy – być może pocieszający dla nas byłby fakt, że znikanie insektów jest wynikiem naturalnych procesów zachodzących w środowisku. Tymczasem to my swoją inwazyjną działalnością przyczyniliśmy się do aktualnej drastycznej sytuacji malutkich mieszkańców globu.

Po pierwsze – rolnictwo wielkoobszarowe. Setki hektarów jednolitych upraw powstały dzięki wycince lasów, osuszaniu mokradeł, zmianie biegów rzek. W ten sposób niszczone są naturalne siedliska owadów. Zubożenie roślinnego krajobrazu wywołuje też zubożenie tego zwierzęcego. Nikt się jednak nie spodziewał, że owe przekształcenia wywołają aż taki pogrom. Rolnictwo wielkoobszarowe jest oczywiście bezpośrednio związane z nadmierną konsumpcją spożywczą (i nie tylko) na świecie.

Po drugie – stosowanie w rolnictwie środków ochrony roślin, a raczej środków podtruwających wszystko wokół. Prym wiodą pestycydy, które zabijają owady bezpośrednio. Idąc za ogniwem łańcucha pokarmowego – zabijają już dzisiaj również ptaki, które są pozbawiane pożywienia w postaci owadów. Pestycydy, szczególnie te długo utrzymujące się w środowisku, szkodzą zarówno owadom latającym, jak i żyjącym w glebie. Jeśli dodamy do tego fatalny stan ekologiczny rzek, w praktyce tych obszarów życia i rozrodu dla owadów nie ma.

Po trzecie – nasz ludzki perfekcjonizm, wręcz pedantyzm. Nasze zamiłowanie do przyciętych trawników, wybetonowanych placów, wyprzątanych ścieżek, wygrabionych ogródków... Poprawiamy naturę na każdym kroku, zarzucając jej bałagan i chaos. Tymczasem w tym szaleństwie była metoda, którą – przede wszystkim w miejskiej przestrzeni – człowiek bez zastanowienia zdeptał.

Po czwarte – globalne ocieplenie. Rzesze ludzi nie mają ochoty łączyć go z rabunkową działalnością człowieka, jednak to właśnie ona drastycznie przyspiesza zjawisko ocieplenia. Obok zmian zachodzących w środowisku, a wynikających z podwyższenia temperatury, do której nie zawsze udaje się owadom dostosować, jedna jest wyjątkowym zagrożeniem. Podczas fal upałów owady w najlepszym wypadku wydają na świat o połowę mniej potomstwa niż w normalnych warunkach. W najgorszym – nawet o trzy czwarte mniej. Dodatkowo niektóre gatunki całkowicie tracą w wysokich temperaturach zdolność do rozmnażania.

Po piąte – gatunki inwazyjne. Często sprowadzone przez człowieka do walki z innymi insektami, wypierają z naturalnego środowiska także wiele innych pożytecznych owadów, które nie umieją się obronić przed „najeźdźcą”.

ROSZADA PRIORYTETÓW

Powodów jest zapewne o wiele więcej i nie wszystkie będą bezpośrednio czy pośrednio związane z człowiekiem. Największe jednak zagrożenie drzemie w niepohamowanej konsumpcji i uprawach kastrujących środowisko – i to z tym w pierwszej kolejności powinniśmy się rozprawić, jeśli zależy nam chociażby na ciągłości własnego gatunku.

Krótko mówiąc – jako ludzkość zmieniamy nawyki żywieniowe. Nie marnujemy jedzenia, nie jemy mięsa, kierujemy się w stronę diet roślinnych, najlepiej opartych na produktach lokalnych. Wybieramy produkty z upraw ekologicznych, wspieramy zrównoważoną gospodarkę, dokonujemy świadomych wyborów konsumenckich. Przemnóżmy przez około 7,5 mln ludzi. Raczej kiepsko to wygląda w globalnej perspektywie.

Dlatego na chwilę obecną indywidualne zmiany nawyków żywieniowych, owszem, są ważne, ale powinny służyć przede wszystkim pogłębianiu ekologicznej świadomości i pociągać za sobą konkretne działania. Trzeba podejmować małe kroki, aby wskrzesić pierwotne ekosystemy. Mogłoby to być dążenie do ekologicznych upraw – na szczeblu ogródkowym, działkowym, stopniowo rozszerzanym do dużych gospodarstw rolnych. Państwo powinno wspierać takie działania na przykład poprzez wypłatę rekompensat dla rolników za straty wynikające z rezygnacji z oprysków lub z przeznaczenia części ziem na tereny zalesione i zakrzewione, nawet mokradła, w których mogłyby na nowo pojawić się i rozmnażać owady – także gatunki, wydawałoby się, niewystępujące już na danym terenie. Warto by też inaczej organizować przestrzeń miejską i przewidzieć w niej miejsce dla owadów, które powinniśmy na nowo zacząć postrzegać jako naszych sprzymierzeńców, a nie wrogów.

Lista życzeń jest długa. Rozwiązań może być wiele, ale będą wymagały wielkich nakładów finansowych, ogromnej pracy i bolesnej rezygnacji z dotychczasowych priorytetów w gospodarce. Warto jednak wprowadzać stopniowo chociażby małe zmiany, bo to za nimi powoli pójdzie szersza świadomość ekologiczna, większe przyzwolenie społeczne i większa uwaga polityków.

Ewelina Wolna-Olczak

 

Gazetka 180 – kwiecień 2019