Mają zaledwie kilka lat, a już rozdają autografy, pozują na ściankach i udzielają wywiadów w programach śniadaniowych. Grają w serialach, filmach, wykonują rachunki pamięciowe na dużych liczbach. Kto wie, może w przyszłości zrobią ogromne kariery. Jak wspierać dziecko, które wykazuje nieprzeciętny talent? A może dać mu szansę bycia dzieckiem bez inicjowania nadprogramowych lekcji tańca, śpiewu czy aktorstwa?

SŁUCH ABSOLUTNY

Każdy z nas jest wyjątkowy. Niemniej jednak niektórzy już od wczesnego dzieciństwa wykraczają ponad przeciętną. Cudownym dzieckiem nazywamy osobę, która we wczesnym wieku opanowała co najmniej jedną trudną umiejętność na poziomie dorosłego profesjonalisty. W odróżnieniu od dziecka wykazującego duże ogólne zdolności cudowne dziecko bardziej koncentruje się na jednym rodzaju aktywności. Stopień „cudowności” wyznaczany jest przez poziom talentu malucha w stosunku do wieku.

Ponoć każde małe dziecko skrywa w sobie niebywały potencjał. Od wczesnych lat ma naturalne zdolności językowe oraz słuch absolutny, który wystarczy w nim aktywować. Wolfgang Amadeusz Mozart, austriacki kompozytor i wirtuoz gry na instrumentach klawiszowych, przyszedł na świat w 1756 roku w Salzburgu. Z siedmiorga dzieci Leopolda Mozarta, nadwornego skrzypka i kompozytora, oraz jego żony Anny Marii przeżyło tylko dwoje: Wolfgang i starsza od niego o pięć lat siostra Maria Anna.

Mały Mozart od piątego roku życia uczył się pod kierunkiem ojca gry na klawesynie. Ambitny Leopold zrezygnował z własnej kariery i poświęcił się edukacji uzdolnionych dzieci, z dumą prezentując ich talenty na europejskich dworach książęcych. Wolfgang, mając sześć lat, wyjechał z ojcem w podróż po Europie. W Monachium, Wiedniu, Hadze, Amsterdamie, Genewie i Zurychu budził niezmierny zachwyt, dlatego nie bez przesady okrzyknięty został cudownym dzieckiem. Przełomowy okazał się rok 1764, kiedy to dał koncert dla Ludwika XV w Wersalu oraz dla Jerzego III w pałacu Buckingham. Dzięki temu w 1769 roku awansował na koncertmistrza kapeli arcybiskupiej.

Wolfganga spotykały liczne zaszczyty. Przyjęto go do grona członków Accademia Filarmonica, a papież nadał mu tytuł kawalera orderu „Złotej Ostrogi”. Podobno podczas pobytu w Rzymie Mozart miał okazję wysłuchać „Miserere” Gregoria Allegriego w Kaplicy Sykstyńskiej. Utwór ów był pilnie strzeżony. Można go było wykonywać tylko w tym jednym miejscu i nikt nie miał prawa posiadać zapisu nutowego. Młodemu Mozartowi wystarczyło wysłuchać go raz, by chwilę później odtworzyć melodię w całości z pamięci.

Dzieciństwo upłynęło cudownemu dziecku na mozolnej pracy, uciążliwych podróżach i koncertach dla wybitnych tego świata. Taki tryb życia osłabił zdrowie Mozarta, który borykał się z różnymi chorobami. Niemniej jednak gdyby nie upór jego ojca, rodzicielska wiara w ponadprzeciętny potencjał i przedsiębiorczość, być może nikt poza granicami Salzburga nie usłyszałby o chłopcu, który swój pierwszy utwór – „Menuet i Trio, KV 1” – skomponował, mając pięć lat. Dziś wokół jego osoby narosło wiele legend i kontrowersji. Bo też trudno wyobrazić sobie, jak człowiek, który przeżył zaledwie trzydzieści pięć lat, zdołał napisać siedemset utworów, w tym rozbudowane i niebywale oryginalne opery i oratoria.

WIZJONER

Dużo szczęścia jako dziecko miał także Pablo Ruiz Picasso, urodzony 25 października 1881 roku w Maladze. Ten hiszpański malarz, rzeźbiarz, grafik, ceramik oraz poeta uznawany jest za jednego z najwybitniejszych artystów XX wieku. Jego rodzicami byli José Ruiz y Blasco i Maria Picasso y Lopez. Ojciec Pablo był artystą zarabiającym na malowaniu, m.in. ptaków i innych zwierząt łownych. Prowadził także zajęcia plastyczne i spełniał obowiązki kuratora miejscowego muzeum. Gdy syn zaczął ujawniać uzdolnienia malarskie i plastyczne, to on zaczął uczyć go malowania i malarstwa olejnego. Młody Pablo okazał się lotnym uczniem. Legenda głosi, że osiągnął biegłość w sztuce rysunku, zanim jeszcze nauczył się rozróżniać litery.

W wieku trzynastu lat Picasso trafił do School of Fine Arts w Barcelonie. W 1897 roku rozpoczął studia w Real Academia de Bellas Artes de San Fernando w Madrycie, wówczas w najlepszej akademii sztuki w Hiszpanii, jednak nie zagościł tam na dłużej. Nijak nie pasował do szkolnego rygoru. Wolał, jak bez owijania w bawełnę twierdził, włóczyć się po wystawach sztuki w Prado, gdzie mógł studiować dzieła takich artystów jak El Greco, Francisco de Goya, Diego Velázquez i Francisco de Zurbáran.

Picasso dorastał w artystycznej atmosferze. Na przestrzeni lat ukończył kilka tysięcy obrazów. Jego talent, odkryty przez ojca, został w porę dostrzeżony i doceniony, choć ponoć o gustach się nie dyskutuje. Krąży anegdota, że do pracowni Picassa przyszedł kiedyś listonosz, nowy w swoim rewirze. Oddając malarzowi list, rozejrzał się po pracowni, po czym powiedział: „Zdolnego ma pan synka”. Zbity z tropu artysta zapytał doręczyciela, dlaczego tak uważa. Niezrażony listonosz odpowiedział: „Przecież widać, tyle tu dziecinnych obrazków!”. Kto wie, może gdyby nie wprawne rodzicielskie oko, dzisiaj nikt nie byłby gotów wydać ponad stu milionów dolarów za najbardziej znane i pożądane prace Picassa!

EKSPERYMENT

William James Sidis urodził się 1 kwietnia 1898 w Nowym Jorku. Jest uznawany za jednego z najinteligentniejszych ludzi w historii – matematyk, kosmolog, socjolog, antropolog, językoznawca i jurysta. Był synem Borisa Sidisa oraz Sary Mandelstaum, żydowskich imigrantów z Ukrainy. Edukację rozpoczął już pierwszego dnia życia. Mając zaledwie miesiąc, rozpoznawał i wymawiał pokazywane mu litery. Jako czterolatek czytał „New York Timesa” i pisał na maszynie. Zdał egzamin na prestiżowy Uniwersytet Harwarda, mając zaledwie dziewięć lat, jednak nie pozwolono mu rozpocząć studiów do lat jedenastu. Był najmłodszą osobą przyjętą na tę uczelnię, a później stał się jej najmłodszym profesorem. Jego IQ miało wynosić 260 punktów. To o 90 więcej niż przypisuje się ojcu współczesnej fizyki – Albertowi Einsteinowi.

Wiliam nie był jednak geniuszem-samorodkiem. Za jego absurdalnymi zdolnościami stał ojciec, Borys Sidis. Uciekinier z należącego niegdyś do Rzeczpospolitej Obojga Narodów ukraińskiego Berdyczowa, który dzięki pracy nad sobą został cenionym autorytetem, współzałożycielem nowojorskiego Instytutu Psychiatrycznego. Borys był przekonany, że odpowiednia tresura wyzwala potencjał człowieka. Żona, porzuciwszy praktykę lekarską, dołączyła do eksperymentów męża. Postanowili wychować małego Wiliama na geniusza, już od pierwszych dni jego życia wdrażając misternie utkany plan edukacyjny. Uważali, że umysł buduje się tak jak mięśnie, a te nie powstają od leżenia w łóżku. Podobno Borys Sidis stosował wyrafinowane techniki, w tym hipnozę, aby rozwinąć potencjał i zdolności syna w młodym wieku. Matka też dokładała do pieca, opracowując co rusz nowe strategie uczenia się.

Amerykańska publiczność szalała na punkcie cudownego dziecka. Media donosiły, że ośmioletni syn pary imigrantów biegle mówi po francusku, niemiecku, rosyjsku, turecku, ormiańsku, łacińsku i angielsku. Ba, nawet stworzył własny język, na domiar z własną ortografią i gramatyką. Prawda, Wiliam intelektualnie nie miał sobie równych, ale pod względem emocjonalnym był nadal małym dzieckiem. Młody chłopiec przeżył załamanie psychiczne. Studia ukończył w wieku szesnastu lat, ale nie szukał rozgłosu. Geniusz miał dość publicznej kontroli, która towarzyszyła mu przez całe dzieciństwo. Wszechstronne talenty i rozgłos medialny stały się przekleństwem. Czuł się jak szczur laboratoryjny, przed którym cały świat stawia niebosiężne wymagania. Po próbach zaczepienia się w różnych pracach dorywczych, a także po epizodzie z pobytem w więzieniu, całkowicie odciął się od rodziców, których nadgorliwość okazała się toksyczna. Owszem, nadal publikował książki, zaprzęgając do pracy swój niezwykły umysł, ale zawsze pod pseudonimem. Po śmierci cudownego dziecka „The New York Times” napisał: „Odszedł największy udany eksperyment w historii. Udany, choć zakończony całkowitą klęską”.

ILE DO PIECA

Talenty mogą być wielorakie. Talent może dotyczyć sfer intelektualno-poznawczych (lingwistyczne, naukowe, artystyczne) bądź ruchowych (sport, taniec). Odkryty i właściwie pokierowany wpływa nie tylko na osiąganie sukcesów, ale też daje poczucie satysfakcji.

Mówi się, że odkrycie talentu to dopiero połowa drogi. Sam dar to za mało. Bo za całym sukcesem stoi żmudna praca. Jeśli zlekceważysz wyróżniającą się umiejętność dziecka, być może już nigdy nie będzie mieć ono okazji wspiąć się na wyższy szczebel. Jeśli maluch kopie piłkę – graj razem z nim. Jeśli córka śpiewa do grzebienia, nagrywaj jej występy i motywuj do pracy nad głosem. Jeśli syn nie rozstaje się z kredkami, zabierz go do sklepu dla plastyków, by mógł rozgościć się w królestwie barw. Poszukaj zajęć rozwijających zainteresowania dziecka (nie zawsze kosztują fortunę; wystarczy popytać w dzielnicowych domach kultury). Porozmawiaj z wychowawcą klasy, by i kadra pedagogiczna miała na względzie jego uzdolnienia. Jak powtarzał Ken Robinson, brytyjski pisarz, lider w dziedzinie rozwoju kreatywności, wszyscy rodzimy się z ogromnymi pokładami naturalnych talentów, ale do czasu, kiedy kończymy szkołę, zdecydowanie zbyt wielu z nas traci z nimi kontakt. Wielu niezwykle utalentowanych ludzi nie uważa siebie za takich, ponieważ to, w czym byli dobrzy, nie było w szkole doceniane albo było wręcz piętnowane.

Napędzaj dopóty, dopóki sprawiasz dziecku radość. Poluzuj w momencie, kiedy trafisz na opór, zmęczenie i brak motywacji. Nie popychaj dziecka na siłę w żadnym kierunku, nie narzucaj wiedzy, nie przeciążaj nieumiarkowaną liczbą zajęć pozalekcyjnych. Nie miej zbyt wyśrubowanych oczekiwań. Podążaj za dzieckiem, w jego własnym tempie. Dziecięce pasje można przekuć w wielki projekt, ale tylko wtedy, gdy spełniasz marzenia dziecka, a nie swoje. Bo pozbawisz geniusza geniuszu. Pamiętaj, że ekstremalna inteligencja nie zawsze jest synonimem szczęścia.

 

Sylwia Znyk

 

 

 

Gazetka 202 – czerwiec 2021