Złotówka to oficjalna waluta Polski, dzieli się na sto groszy. Co ciekawe, to właśnie grosz ma o wiele starszy rodowód niż złotówka i kiedyś był monetą o wielkiej wartości. Sam wyraz „złoty” sprawić może problemy językowe, bo poprawnie mówimy, że coś kosztuje dwadzieścia dwa złote, ale trzydzieści pięć złotych. Oto garść ciekawostek o naszej walucie.

NA POCZĄTKU BYŁ GROSZ
Choć za pierwszych Piastów bito denary. Jednym z najsłynniejszych jest Princes Polonie z czasów Bolesława Chrobrego. Była to moneta ze srebra, bez nominałów, czyli określeń liczbowych. Przy płaceniu potrzebna była waga, gdyż denar ważono i w ten sposób ustalano jego wartość. Princes Polonie ma szczególne znaczenie dla historii Polski, bo właśnie na tej monecie znajduje się najstarszy zapis nazwy naszego kraju – Polonie. Na jej rewersie widnieje równoramienny krzyż, na awersie zaś ptak. Długo uważano, że to wizerunek orła białego, który później znalazł się w herbie państwa. Jednak dziś powszechnie mniema się, że tak naprawdę jest to paw – w ówczesnych czasach popularny symbol chrześcijaństwa.

Bicie własnej monety miało znaczenie prestiżowe i podkreślało rangę państwa i jego władcy. Dlatego też kolejni polscy władcy bili swoje pieniądze. Za panowania Kazimierza Wielkiego pojawił się grosz krakowski. Nazwa (z czasem uległa skróceniu) pochodzi od łacińskiego wyrażenia denarius grossus, czyli „gruby denar” – moneta ta przewyższała wartością i wielkością ówczesne denary. Grosze były w średniowieczu dość powszechne w wielu krajach europejskich. Ich emisję w Polsce wznowił Zygmunt Stary.

W języku polskim istnieje sporo wyrażeń ze słowem grosz. „Nie wart złamanego grosza” oznacza coś lichego lub niewartego uwagi, „wtrącać swoje trzy grosze” to niepotrzebnie się odzywać. Natomiast „nie mieć za grosz wstydu” czy „nie mieć grosza przy duszy” – wiąże się z brakiem zasad lub pieniędzy. Z kolei określenie „wdowi grosz” ma znaczenie pozytywne – to datek ofiarowany kosztem wyrzeczeń.

SKĄD ZŁOTÓWKA?
Nazwa „złoty” pochodzi od wyrazu złoto, co łatwo rozszyfrować. A w zasadzie od złotych pieniędzy, które wraz z kupcami docierały na teren Polski – były to złote floreny lub dukaty weneckie. Po raz pierwszy sama nazwa pojawiła się w statutach piotrkowskich z 1496 r. Początków złotego można się doszukiwać za czasów Zygmunta Starego i jego reform monetarnych, kiedy to powstała złotówka jako waluta nawiązująca do dukata wybijanego ze złota i zwana powszechnie złotym.

Co jednak ciekawe, na początku złotówka wcale nie była monetą używaną do płacenia, ale jednostką monetarną określoną jako równowartość trzydziestu groszy. Miała znaczenie obrachunkowe, czyli jak powiedzielibyśmy dzisiaj – raczej wirtualne. W XVI w. w obiegu były bowiem srebrne grosze. Natomiast złoty przydawał się do rozliczania większych transakcji, np. przy kupowaniu nieruchomości, wypłacaniu żołdu, płaceniu podatków lub za sprzedaż drewna i zboża, które w tym właśnie czasie w dużych ilościach kupowano w Polsce, gdyż był to nie tylko „złoty wiek” kultury, ale i handlu.

Za czasów ostatniego polskiego króla – Stanisława Augusta Poniatowskiego – na monetach pojawił się napis „złoty” po polsku, a nie jak dotąd – po łacinie. Warto dodać, że były to złotówki… wykonane ze srebra.

Z kolei pierwsze papierowe banknoty zawdzięczamy Tadeuszowi Kościuszce. W czasie insurekcji kościuszkowskiej do obiegu wprowadzono tzw. bilety skarbowe, by pozyskać dodatkowe fundusze na działania militarne, gdyż brakowało kruszców na bicie monet. Nasz bohater wzorował się na rozwiązaniu, które poznał w czasie walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Polskie papierowe pieniądze miały nominały od pięciu do tysiąca złotych. Co ciekawe, były zadrukowane tylko z jednej strony i zawierały pisemną obietnicę, że ich właściciele otrzymają ich równowartość w kruszcu. Jednak tak się nie stało, bo powstanie upadło, a bilety skarbowe wycofano z użycia.

DOBRY ŻART TYNFA WART
Chyba niewiele osób dziś wie, co oznacza słowo tynf. A była to nazwa monety bitej za czasów ostatniego z Wazów – króla Jana Kazimierza. Dlaczego tynf lub tymf? Nazwa pochodzi od nazwiska Andrzeja Tymfa – toruńskiego mincerza, czyli pracownika mennicy, gdzie wytwarzano monety, ordery, stemple. Dzierżawił on mennice królewskie i nadzorował produkcję nowych monet. Tynf miał nominalnie wartość 30 groszy – jak 1 złoty, natomiast zawarte w nim srebro miało wartość tylko od 12 do 18 ówczesnych groszy. Dlatego na monetach widniał napis: „Cenę daje ocalenie kraju i to lepsze jest od kruszcu”. Różnica między nominalną a rzeczywistą wartością monety miała wspomóc skarb Rzeczypospolitej. Polska była wyniszczona po potopie szwedzkim i w trakcie wojen z Rosją. Jednak w efekcie moneta szybko zaczęła cieszyć się złą sławą i zaczęto ją nazywać „oszukańczą złotówką”.

Samego Andrzeja Tymfa oskarżono zaś o fałszowanie monet i liczne nadużycia (monety były niedbale bite, nierówne, z błędami w napisach), więc przed procesem uciekł z Polski do Prus. Z kolei moneta nazwana jego nazwiskiem stała się symbolem upadku gospodarczego kraju. „Pamiątką” tych wydarzeń jest wyrażenie „dobry żart tynfa wart”. Tak dziś mówi się o udanym, trafnym i inteligentnym dowcipie. Jednak w czasach, gdy używano tynfów, powiedzenie miało ironiczny, wręcz szyderczy wydźwięk. Odnosiło się do sytuacji, w której osoba mająca tynfy w swym mieszku dowiadywała się, że są one mniej warte, niż się spodziewała, i tak naprawdę ktoś z niej w ten sposób „zażartował”. Tak więc w XVII i XVIII w., kiedy tynfy były w obiegu, to powiedzenie odnosiło się do żartów w złym tonie.

MISZMASZ WALUTOWY
Polska po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. scalała się po 123 latach – i trzech zaborach. Wiązało się to z rozmaitymi problemami, w tym finansowymi. W tym czasie w obiegu była bowiem wielka różnorodność walut – marki polskie i marki niemieckie, korony austriackie, ruble rosyjskie, hrywny i karbowańce ukraińskie, marki wschodnie i ruble niemieckie. Posługiwano się także dolarami amerykańskimi, frankami szwajcarskimi i funtami brytyjskimi. W obiegu były także banknoty i monety zastępcze emitowane przez przedsiębiorstwa, majątki ziemskie, gminy i powiaty. Dlatego potrzebna była reforma finansów. Tę największą w naszym kraju reformę monetarną przeprowadził Władysław Grabski – wybitny ekonomista, premier rządu i minister skarbu. Gotowy projekt miał już w 1919 r., ale na przeszkodzie stanęła wojna polsko-bolszewicka. Z każdym rokiem finanse państwa pogarszały się, aż przyszedł rok 1923 i niespotykana dotąd inflacja. Kurs marki polskiej – ówczesnej polskiej waluty – rósł w stosunku do dolara amerykańskiego w zastraszającym tempie. Inflacja wynosiła nawet 360 proc. miesięcznie, więc mimo grubych plików banknotów w portfelu nie można było praktycznie nic kupić, a ceny produktów zmieniały się nawet tego samego dnia.

WŁADYSŁAW GRABSKI – OJCIEC ZŁOTÓWKI
Dlatego też pierwszym krokiem Władysława Grabskiego było powołanie Banku Polskiego. Otwarto go 28 lutego 1924 r. jako instytucję finansową, która miała wyłączne prawo do emisji polskiej waluty. Bank Polski rozpoczął emisję złotówki zamiast dotychczasowej marki polskiej. Skupowano marki polskie według następującego przelicznika – 1,8 miliona marek za 1 złotego. Za 1 dolara trzeba było zapłacić 5,18 złotego. Ustawa o naprawie Skarbu Państwa i reformie walutowej znana jest jako reforma Grabskiego – to dowodzi, jak silnie i dobrze zapisał się w pamięci Polaków. Mówi się też, że ocalił gospodarczą niepodległość kraju. Reforma monetarna okazała się wielkim sukcesem. Sytuacja gospodarcza państwa została opanowana. Kurs złotego ustabilizował się w 1927 r., po przejściowym pogorszeniu sytuacji finansowej, co było konieczną ceną pozytywnego wyniku reformy. Władysław Grabski już nie był w rządzie, ale to właśnie jemu zawdzięczamy, że złoty polski był mocną walutą przez całe dwudziestolecie międzywojenne. Pozwoliło to na wprowadzenie licznych innych reform.

POL, LECH, PIAST CZY KOŚCIUSZKO?
Tak jesteśmy przyzwyczajeni – także językowo – do złotówki, że trudno nam sobie wyobrazić, że polski pieniądz mógłby się nazywać inaczej. Jednak w 1918 r. brano pod uwagę takie nazwy jak: „pol” od słowa Polska, „piast” od pierwszej polskiej dynastii władców lub „sarmat” od Sarmatów. Wzorowano się na francuskich „napoleonach” i „ludwikach”, choć tam nazwa pochodziła od imienia władcy, a nie od nazwy panującej dynastii. Dywagowano nad nazwą „kościuszko”, a nawet „szczerbiec”. Niewiele brakowało, aby zamiast złotówki wprowadzona została nazwa „lech”.

Ponieważ długo i zażarcie spierano się nad przyszłą nazwą i nie było widać końca dyskusji, Józef Piłsudski 5 lutego 1919 r. wydał dekret o wprowadzeniu nowej waluty. Miała się nazywać „lech” od legendarnego władcy Polski. Przeciwko takiemu nazewnictwu wystąpił Zygmunt Karpiński, dyrektor Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej, proponując nazwę „złoty” i argumentując, że właśnie taka waluta funkcjonowała przed I wojną światową i zaborami. Nazwa „lech” nie podobała się też większości parlamentarzystów, więc już 28 lutego tego samego roku uchwalili oni, że polska jednostka monetarna będzie nosiła nazwę złoty i dzieliła się na 100 groszy.

LUDZIE PRACY I SŁAWNI POLACY
Po II wojnie światowej przywrócono w Polsce złotówki. Na pierwszych powojennych monetach i banknotach pojawiły się rysunki ludzi pracy: rolnika, górnika czy krakowskiej kwiaciarki. Najsłynniejszy był wizerunek rybaka zdobiący monetę pięciozłotową – to postać mężczyzny w rybackim kombinezonie, który zarzuca sieć. Twórcą był Józef Gosławski, projektant medali i pomników. Obecnie ta moneta może być warta nawet kilka tysięcy złotych, ale muszą być spełnione dwa warunki: idealny stan pieniądza oraz odpowiedni rok jej emisji. Monetę wyemitowano po raz pierwszy w 1958 r. W 1975 r. ludzi pracy na banknotach zastąpili „wielcy Polacy”. Tylko niektórzy z nich godni byli tego miana: Fryderyk Chopin czy Mikołaj Kopernik, inni – jak Karol Świerczewski czy Ludwik Waryński – byli produktami socjalistycznej propagandy. Współcześnie używamy banknotów z wizerunkami władców: Mieszka I, Bolesława Chrobrego, Kazimierza Wielkiego, Władysława Jagiełły i Zygmunta Starego oraz Jana III Sobieskiego. Wszyscy z nich zapisali się w historii związanej z polskimi monetami lub reformami systemu monetarnego.

Wiele europejskich krajów poświęciło swoją narodową walutę na rzecz euro. Spójrzmy więc czasem na posiadane w portfelu polskie pieniądze nie tylko jako na środek płatniczy, ale i kawał naszej historii.

Sylwia Maj


Gazetka 230 – kwiecień 2024